Tris i jej ojciec długo nie wychodzili, więc postanowiłem że w tym czasie pójdę na krótkie polowanie. Nie miałem zamiaru uganiać się za jeleniem czy sarną, z resztą i tak sam bym sobie nie poradził, więc zadowoliłem się zwykłym zająłem. Nie chcąc jeść w takim mrozie, postanowiłem zawlec zdobycz mojej jaskini. Chwyciłem zająca za tylne nogi, powoli kierując się do nory. Śnieg lepił się do mojego futra, a w środku cały drżałem. Nagle usłyszałem głosy. Ktoś rozmawiał, ale nie słyszałem o czym, ale jedno było pewne : znałem jeden z tych głosów i to bardzo dobrze. Zakopałem zdobycz w lodowatym śniegu, a sam zacząłem szukać źródła rozmowy. Nie minęło dużo czasu, a znów leżałem sparaliżowany pod krzakiem, z którego patrzyłem na Honey i jakiegoś szaro - niebieskiego basiora .
- Tego jest już za wiele! - pomyślałem, po czym rzuciłem się pod wiatr w ich kierunku. Niewiele myśląc, wbiłem kły w szyję wilka - a raczej chciałem, ponieważ tamten, jak się okazało był o wiele większy niż się wydawało i odepchnął mnie jedynym machnięciem łapy. Poleciałem prosto w zaspę śniegu. Podniósłem się i spojrzałem z wyrzutem na Honey, przecież powinna zareagować.
- Więc to on?! - zapytałem najgroźniej jak umiałem
Ngea?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz