Mukuro ocknęła się, ale była w szoku. Wziąłem ją na plecy, by zanieść do jaskini. Serce wadery biło jak oszalałe, cała się trzęsła. Zaniosłem ją do jaskini numer 10. Tam wylegiwał się mój brat. Gdy mnie zobaczył, aż spadł ze skalnej półki.
- Ty komuś pomagasz ? - Zdziwiił się, jakby to było coś nierealnego.
- Zdarza się. - Położyłem waderę na jego miejsce. Podczas podróży z urwiska zasnęła. - Trzeba się nią zająć, jest w szoku.
- Ale ja nie potrafię. - Wytłumaczył się Shiru.
- Ja też nie...
- Poszukajmy naszej uzdrowicielki. Może wróciła...
- I mamy ją tak zostawić ?
- Trudno. Mam nadzieję, że będzie długo spała. Co się właściwie stało?
- Powiem Ci po drodze.
Wybiegliśmy z jaskini wzbijając się w powietrze. Patrolując tereny opoiedziałem bratu o całym zajściu. Był pod wrażeniem, bo nigdy nikomu nie pomagam bezinteresownie.
Lecieliśmy nad cmentarzyskiem, kiedy usłuszeliśmy przeraźliwy pisk.
- Larisa ? - Shiru się zatrzymał. - Patrz tam !
Rzeczywiście, była tam Larisa i trzymał ją inny wilk. Nic więcej nie widziałem z góry. Zanurkowaliśmy, by szybciej znaleźć się na dole. Shiru stworzył w pysku elektryczną kulę, którą rzucił w wilka przyciskającego waderę łapą. Gorąca figura przedziurawiła napastnika, powodując natychmiastową śmierć. Z mojego pyska zaczął się lać kwas. Skrzydła dymiły się zieloną substancją. Drugi wilk zwolnił uścisk puszczając Larisę. Rzucił się na mnie, zmieniając postać. Wyglądał teraz jak roślina. Nagle z ziemi wyrosło pnącze, łapiąc mnie za wszystkie kończyny. Napastnik znalazł się w chmurze toksyn. Krzyknąłem do brata: "Teraz", a on wystrzelił piorun, który podpalił chmurę. Ja błyskawicznie uwolniłem się z pnączy, paląc je kwasem. Trochę się poparzyłem, a roślinny wilk spłonął całkiem. Wszystko się działo jakby w zwolnionym tempie. Ogień szybko zgasł, a chmura dymu opadła. W kurzu zobaczyłem Takeru, przygniatającego do ziemi poturbowaną Larisę.
Milczeliśmy, ale on postanowił się odezwać:
- Kogo ja spotykam ? Czuję się bardzo zaszczycony waszą obecnością. Dawno się z wami nie widziałem, drodzy bracia. Pewnie chcecie wiedzieć, co mnie tu sprowadza ? Otóż.. - Zdjął łapę z rannej.- Wydarzyła się coś, co zmusiło mnie do przybycia tutaj.
- Czyli co? - Burknął Shiru.
- Przyszedłem po nią i już stąd idę.
- Ja nie chcę...Pomóżcie mi.. - Rozpaczliwie piszczała wadera, usiłując wstać.
- Nigdzie z Tobą nie pójdzie. - Źrenice mojego brata zniknęły, otworzył pysk i przybrał pozycję do walki.
- Może się dogadamy ... Nie musimy od razu walczyć, prawda ? - Wycofał się Takeru. Wiedział, że nie ma szans.
Shiru powoli szedł w stronę basiora. Jego kły zaczęły działać jak zapalniczki. Przy każdym potarciu na ziemię leciały iskry i widać było między zębami małe wiązki elektryczne, które również szalały po jego futrze. Grzbiet Takeru zapłonął. Misiałem to przerwać, bo inaczej pozabijali by się... Nie mogłem do tego dopuścić, narazilibyśmy cała watahę.
- Przestańcie. Takeru, nie chciał byś opuścić swojej partnerki i dzieci, prawda ? Jeśli tak, rusz swój płonący zad i zejdź nam z oczu, póki jeszcze możesz. Shiru, ogarnij się.
Takeru niechętnie uciekł w zarośla. Mój brat wrócił do normalnej postaci, wziął Larisę na grzbiet i ruszyliśmy do jaskini.
Mukuro jeszcze spała. Położyliśmy je obok siebie i czekaliśmy aż się obudzą.
<Mukuro / Larisa ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz