Sample Text

Administratorzy: Ashia, PintoShewolf
Moderatorzy: Shiru The Wolf, Monia Wilk


Osoby które muszą pilnie odpisać:
Blue

Oczekujące opowiadania

Oczekujące opowiadania:
* Na opo od Mukuro
* Od Blue
* Od Demona (Wataha Diamentowego Serca)


Aktualnie nieobecne wilki w watasze: Neharika, Suphaph, Aisu => powód: wątek. Proszę nie pisać opowiadań z tymi postaciami.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Hon to największa beksa w historii watahy.

Honey kompletnie straciła sens życia. Nic nie pamiętała.
- Przepraszam, Vivienne… - szepnęła sama do siebie.
Potem rzuciła się w przepaść. Sekundy mijały jej jak godziny. Leciała w dół, otaczając się powoli chmurą płomieni - niech jej śmierć będzie niczym śmierć feniksa. A może na taką nie zasługuje?
Nagle coś ją złapało i szarpnęło ją mocno, zatrzymując w powietrzu. Czuła ucisk na ogonie, wisząc głową w dół. Zebrała się na wysiłek i popatrzyła w ‘górę’ (wisiała głową w dół, więc…).
Na pobliskiej gałęzi siedziała...Vivienne! Nie mogła w to uwierzyć. Trzymała ją kurczowo, pot spływał jej po twarzy.
- Nie możesz…tego...zrobić - wycedziła.
Jej mięśnie drgały z wysiłku. Honey myślała, że ma zwidy, gdy ta wciągnęła ją na gałąź. Potem odsunęła się i podjęła się próby złapania oddechu. Marnie jej to wychodziło.
- Vivienne? - spytała nieco ożywiona Honey - Czy ja już umarłam…?
Czarna wadera nie odezwała się. Wyglądała na nieco zmieszaną.
- Nie, Honey - powiedziała zdenerwowana.
- Zatem co się dzieje? Mam zwidy?!
Przerażona złota wilczyca cofnęła się o krok i gałąź się złamała. Vivienne natychmiast popędziła jej na ratunek. Złapała ją za grube futro na szyi, sprawiając, że ich oczy znalazły się blisko siebie. W tym momencie Honey coś wyczuła. Coś co czuła przed chwilą...zapach który dobrze pamiętała…
- Vivienne...dlaczego pachniesz jak...Ngeā?!
Popatrzyła na nią znowu ale tym razem zobaczyła jego. Żółte oczy.
Wciągnął ją na grubszą gałąź.
- Co, co się stało?! Ja na prawdę miałam zwidy…? Nie, nie! Nie!!
Ngeā popatrzył na nią łagodnie.
- Nie, Honey, nie miałaś zwid.
Wadera spuściła głowę.
- Zmiennokształtny...umiesz przybierać inne formy, prawda?
- Tak.
- Wiedziałam. Co chciałeś przez to osiągnąć?
- Znowu chciałaś żyć.
- Ale teraz już nie chcę. Znowu.
- Dlaczego? Mamy watahę.
Honey coś uderzyło. Pamiętała jak to do niej kiedyś powiedział. Chodziło wtedy o jego siostrę..
Wtedy jednak jego głos był zimny i oschły. Teraz patrzył na nią łagodnie i uśmiechał się. Dostrzegła nawet w jego oczach...łzy?
- Ngeā…? Ty płaczesz?
Basior wybuchnął czymś pomiędzy śmiechem a szlochem. Spuścił głowę, jego strecząca do tyłu grzywa spadła mu do przodu.
- Mój główny rywal został ranny, jedna z naszych wader nie żyje, a teraz najsilniejszy członek watahy się poddał. Można się załamać.
- Nie jestem najsilniejsza - odparła Hon.
- Jesteś alfą - powiedział - nie chodzi mi o siłę fizyczną. Jesteś liderem. Głową watahy. Prowadzisz nas. Zarządzasz wszystkim i idziesz pierwsza. Sama nie dasz sobie rady, my bez ciebie też.
Wilczyca wbiła wzrok w jeden punkt. Zdawała się nie słuchać. Nie miała ochoty słuchać o życiu, wolałaby o nim...zapomnieć.
- Potrzebujesz nas.
- Przestań - powiedziała cicho, ale nerwowo.
- A my potrzebujemy ciebie - ciągnął dalej.
- Nie, dosyć, skończ już to, idioto!! Nie potrzebujecie mnie, lepiej sobie radzicie beze mnie!! To przeze mnie ucierpieliście! Gdyby mnie tam nie było, nie zginęłaby Viv a Seth nie zostałby ranny!
- Nie przestanę!! - odwrzasnął - KOCHAMY CIĘ, HONEY! Nie możemy cię zostawić, dać ci umrzeć, rozumiesz?!
Wydarł się i wysunął kły, tak, że wyglądał przy tym przerażająco. Przy tym po policzkach popłynęły mu łzy. Ale Honey bardziej uderzyło to co powiedział.
W tym samym momencie na głowę spadło jej parę kamyczków.
- Uważaj na niego, Shiru! - dało się słyszeć głos Uzdrowicielki.
Honey spojrzała w górę. Nad urwiskiem stała cała wataha. Od prawej: Tris, Jǐnshèn podtrzymujący już wybudzoną Ài, Shiru z Sethem na plecach, a obok asekurująca wszystko S̄up̣hāph. Wszyscy patrzyli na nią z troską i ciepłem.
- Wróć, Honey! - krzyknęła Tris.
- Jesteś ranna? - spytała S̄up̣hāph.
- Musisz być silna! - krzyknął Shiru.
- Musisz zobaczyć nasze szczenięta, kiedy się urodzą! - zapowiedział Jǐnshèn .
Honey poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Pociągnęła nosem.
- Musisz żyć - dodał w końcu Ngeā.
- No to jak? Będziesz naszą alfą? - spytał łagodnie szary basior, rozkładając skrzydła.
Honey miała zbyt ściśnięte gardło, żeby odpowiedzieć. Uśmiechnęła się tylko do niego. Chciała przemienić się w feniksa, ale on ją zatrzymał.
- Jesteś roztrzęsiona.
- To co mam zrobić?
Basior nie odpowiedział jej tylko uśmiechnął się i ukłonił, gestem zapraszając na swój grzbiet. Honey przystała na tę propozycję chętnie.

Ngeā zgrabnie wzbił się w powietrze na swoich ogromnych skrzydłach. Powoli zbliżali się do reszty stada. Honey miała cudowne uczucie jakby wracała do rodziny. W sumie...miała rację, nie? Lecąc tak, czuła teraz wyraźnie jego zapach. To przyprawiło ją o rumieńce.



Od Honey C.D Megi

Gdy weszłam rano przed moją jaskinię, zobaczyłam w oddali punkt zmierzający w stronę mojej jaskini, ale nie przejełam się tym za bardzo. Byłam zbyt poruszona historią Setha, by myśleć o czymś innym. Wiedziałam że w ostatnim czasie trochę się wydarzyło ale i tak miałam przeczucie że to nie koniec. Moje rozmyślania przerwały trzy wilki które zmierzały w moim kierunku. Kiedy byli trochę bliżej,  dostrzegłam że właściwie są to dwa wilki, które niosą innego. Zbliżali się powoli, z opuszczonymi głowami, tak jakby wracali z wojny. Gdy zorientowałam się że na plecach dwóch basiorów leży Vivienne, podbiegłam żeby zbadać sytuację.
- Nic się nie dało zrobić - westchnął Jǐnshèn, miał głos jakby czuł się za to odpowiedzialny
- Nie, Vivienne, jak mogłam do tego dopuścić! - mówiłam zalewając się od łez
Pozostała dwójka nic nie odpowiedziała, tylko patrzyła osłupiałym wzrokiem w ziemię. Nie byłam medykiem, ale widziałam że tym razem żadne zioła nie pomogą. Zakryłam głowę łapą, żeby nie było widać jak płacze. Siedziałam tak chwilę, ale gdy wyczułam spojrzenia basiorów na sobie, przetarłam oczy.
- Kto to zrobił? - spytałam jeszcze smutnym głosem
- Właśnie nie wiemy, było ich siedmiu i mówili że podbijają nowe tereny i... - mówił Ngeā.
- Nic już nie mów - szepnełam - Jǐnshèn, zrób obchód terenu, zobacz czy nie narobili więcej szkód, zabierz ze sobą Ngeā., na wszelki wypadek - rozkazałam zupełnie poważnym i przewódczym tonem. Ja natomiast zamiast wrócić do jaskini, udałam się w stronę urwiska.
                                   ***
Patrzyłam na wschód słońca i zastanawiałam się co robić.
- To przeze mnie - myślałam
W stanie desperackim postanowiłam z sobą skończyć, przecież to ją niedopilnowałam Setha i Vivienne. Wzięłam rozbieg i zrzuciłam się z urwiska. Pamiętam tylko znajomy zapach - zapach
Ngeā.

<Megi?>
< Ngeā widzi jak Honey odbiera sobie życie i próbuje niedopóścić do tego>

Śmierć Vivienne.

Budzę się. Słyszę coś, co mnie irytuje. Skomlenie. Kto skomle? Odgłos cichnie. Czuję coś. Krew? Dużo krwi. Przestraszony podniosłem się i popatrzyłem na Ài. Spała spokojnie, była w lepszym stanie. Postanowiłem to sprawdzić. Czy to te wilki, które nas przyjęły? Bałem się zostawiać Ài samą, ale była dobrze ukryta i bezpieczna.
Biegłem za zapachem. Był coraz mocniejszy.
Po chwili zobaczyłem sylwetki chyba z 8 wilków. Nie rozpoznawałem ich poza jednym - Vivienne, którą przecież spotkałem jako pierwszą.
Leżała cała we krwi, przygnieciona do ziemii. To była jej krew.
- Kim jesteście? - spytałem podejrzliwie, starając się zbliżyć do rannej wadery.
- Gośćmi. Podbijamy sobie nowe terytoria - odparł najsilniejszy z nich, schodząc z Vivienne, która zakaszlała i wypluła krew. Potem podniosła się i zwymiotowała.
- Obrzydliwe - skrzywił się tajemniczy siłacz.
- Naciskałeś jej na żołądek, to się nie dziw - odparłem agresywnie. Byłem gotów rzucić się na nich. Byli obcy, z daleka. Wyczuwałem to. W końcu mam dobry węch.
Przyczajałem się na basiora. Jego towarzysze przybrali pozycję walki. Właśnie miałem sam startować przeciwko 7 wilkom, gdy na tego stojącego najbardziej po lewej rzucił się inny basior. Miał szaro-niebieskie futro.
- Gryź ich, nowy! - wrzasnął.
Niewiele myśląc, rzuciłem się na oszołomionego alfę. Był silny, od razu przycisnął mnie do ziemi i wgryzł mi się w szyję. Widziałem w jego oczach, jak kocha smak krwi. W pewnym momencie coś nim szturchnęło. Zabolało mnie. Basior otworzył szerzej oczy. Na jego grzbiecie siedział Ngeā, wbijając mu kły w kark. Zaczęli się siłować. Wielki basior wypuścił mnie, mocno krwawiłem. Ngeā złapał go mocno za skórę na karku i zszedł mu z grzbietu. Mocno go ciągnął w stronę urwiska. Rozejrzałem się, próbując odzyskać ostrość widzenia, bo krew zalała mi oczy.
Gdy spojrzałem w ich stronę, już ich nie było. Ngeā wyleciał po chwili i wylądował.
- Ngeā! - krzyknąłem i pokuśtykałem w jego stronę.
- Zabiłem go - odparł.
Popatrzył na mnie i w jego oczach dał się poznać niepokój.
- D-dobrze się czujesz? - spytał - okropnie krwawisz!
- Nie szkodzi, mam dużo krwi. To jedna z moich mocy - odparłem.
- Ah-ahaa.
Popatrzyłem na siebie - nie było tak źle. Krew zaczynała powoli krzepnąć.
- Jǐnshèn…
- Słucham?
Basior miał wzrok wbity w jeden punkt. Podążyłem za jego oczami.
- No, pięknie - powiedziałem.
Vivienne się nie ruszała.


<Honey?>
<Jǐnshèn i Ngeā wracają, niosąc jej ciało. Twoja wadera niech zareaguje jakoś ‘och, nie, Vivienne, jak ja mogłam cię z nimi samą zostawić!’. Dalej pisz jak chcesz>
< Ài się dobrze czuje, ale jeszcze odpoczywa, więc nie poruszaj jej tematu. Jǐnshèn niech idzie na jakiś obchód (w końcu jest Zwiadowcą) a Seth może będzie wracał do zdrowia.>
<PROŚBA DO WSZYSTKICH - NIE SPIESZCIE SIĘ TAK. STARAJCIE SIĘ PISAĆ DŁUŻSZE OPKI A BARDZIEJ ROZWINĄĆ AKCJĘ>
< Co wolelibyście? “Jǐnshèn rzucił się na wilka, ten go przygniótł do ziemi, jednak szary basior pomógł mu i rzucił się razem z nim w przepaść” - tak też mogłam napisać, i wyszłoby na to samo. Jednak milej się czyta bardziej rozbudowaną opowieść, prawda?>
<Nie spieszcie się, powtarzam. Starajcie się nawet PRZECIĄGAĆ niektóre wątki. To doda pikanterii opowiadaniu>

Przed tamtymi dwoma.

- Witaj, Shiru - powiedziała z uśmiechem.
- S̄up̣hāph - uśmiechnął się basior.
- Wiem, że jesteś nowy. Jesteś pewien, że z nami zostaniesz?
- Pewien być nie mogę, ale podoba mi się tu. Mimo iż, mieszkam z wami niecały dzień.
- Może...oprowadzić cię? - zaproponowała przyjaźnie.
- Przystanę na twoją propozycję - odparł, rad z tego, że miło spędzi czas.
Gdy już się wybierali, do ich uszu dotarły jakieś odgłosy. Kilka sekund później minęli się z Honey pogrążoną w panice.
- Seth, Seth… - wołała żałośnie.
S̄up̣hāph podbiegła w stronę urwiska, skąd dochodziły odgłosy walki, mijając zrozpaczoną alfę.
Shiru został przy Honey.
- Co się stało?
- Seth...on…urwisko...
- Chodź, zbadamy całą sprawę. Przemienisz się w feniksa, a ja zejdę naokoło.



<...>

Od Tris

Wrużyam sobie nad rzekom, kiedy podszedł jakiś wilk.
- Hej jestem Shiru - zaczoł - nowy tu.
Przez to wszystko utracilam wizje, Bo przestalam być skupiona.
- Jeżeli stanie się coś zlego, a ja nic nie powiem, odpowiedzialność spada na ciebie i tylko na ciebie - powiedzialam groźnie- ja Tris- już troche spokojniej.
- Co ty tu robiłaś.
- Wrużylam, patrzalam na losy nszej watahy.

<Shiru>

Od Honey C.D.Setha

Gdy Seth zrzucił się, tylko dlatego żebym nie musiała walczyć, serce zaczęło mi głośniej bić. Szybko przemieniłam się w feniksa i zleciałam go szukać. Nie było to trudne bo leżał tuż przy skarpie z której się zrzucił. Gdy zobaczyłam go całego zakrwawionego, omal nie zamdlałam
- Coś ty narobił? - szepnełam piszesz łzy
Gdy się odwróciłam zobaczyłam jak reszta watahy biegnie w moją stronę.
- S̄up̣hāph, zobacz co mu jest - wydusiłam
- Honey, nie sądzę żeby coś z tego było - powiedziała wadera
- Już! - krzyknęłam
- No ok - wilczyca zbliżyła się do Setha i przyłożyła łape duo ciała basiora, po chwili otworzyła szerzej oczy:
- Może jeszcze coś z tego będzie - wyjaśniła wadera
Wzięłam Setha na grzbiet, żeby zachować go do jaskini. Shiro chciał przejąć ten ciężar, ale się nie zgodziłam, sama nie wiedząc czemu. W jaskini położyłam chorego na skale i kazałam przynieść zioła, które zaleciła S̄up̣hāph. Gdy lekarstwo było już gotowe, kremowa wadera wlała je do pyska Setha...

<Seth>

Vivienne odchodzi z watahy

Żegnamy naszą Viv, betę i pierwszą członkinie watahy (prócz Honey).

Od Setha

Obudziłem się. Wyszłem z jaskini, poszłem w stronę domu Honey nie było jej. Obszedłem wszystkie jaskinie i nikogo nie było.
Pobiegłem nad urwisko. 
- Tu jesteście. - powiedziałem z ulgą.
Zza nich pojawiły się inne nieznane wilki.
- Ale bagno. powiedział Ngêa.
- Pójdziesz z nami. - powiedział groźnym tonem jeden z basiorów.
Podeszłem do reszty watahy.
- O co chodzi? - zapytałem Vivienne.
- Honey musi walczyć z tym basiorem. - odpowiedziała ponuro. - Nie ,ma szans z nim.
- Cicho! Mam propozycje. Jeśli jeden z was poświęci się dla alfy i pozwoli się zrzucić do urwiska zostawimy watahę w spokoju. - zaproponował hyba alfa.
Moim zdadaniem jest pilnować alfy więc...
- Ja skoczę. - powiedziałem.
- Seth nie! - krzyknęła Honey.
Podeszłem do brzegu urwiska i skoczyłem, jeszcz w locie zminiłem się w niewidzialnego Nagle udeżyłem o dno. Natychmiast umarłem. Niestety znowu byłem widzialny.

< Ktoś? >

sobota, 30 sierpnia 2014

piątek, 29 sierpnia 2014

Oni są w szoku, bo ona jest w ciąży D:

Podszedłem do ciężarnej wadery i wziąłem ją na plecy. Ngêa asekurował wilczyce, w razie gdyby się obudziła. Czternaście, czternaście ... A może to była jedenasta jaskinia? Zapomniałem, ale na szczęście Honey tam już była. Basior nie był zadowolony z tego, że niosę Ai. 

Nie czułem oddechu wadery, ale jej dzieci dość mocno kopały. Może zemdlała z bólu... Nie mi przyszło to oceniać. 

Położyłem ją w wyznaczonym miejscu. Suphaph właśnie dobiegła z ziołami w pysku. Postanowiłem nie przeszkadzać i wycofałem się. Jakoś nie kręciły mnie porody. 

Przy wejściu do jaskini stał ojciec nie narodzonych szczeniąt. Patrzył smutno na ukochaną.
- No idź do niej. Ona i dzieciaki Cię potrzebują. - Zdobyłem się na lekki uśmiech. 
Basior nie czekał, co sił popędził do matki jego potomków. 
Wyszedłem z jaskiń i położyłem się na płaskiej skale, gdzieś nad wilczymi mieszkaniami. Dostrzegłem Setha i Tris, z mchem. Samiec na swoich długich nogach zasówał jak koń na torze wyścigowym. Wbiegli do środka i tyle ich widziałem...
Po około godzinie wyszedł Ngêa, a za nim Seth. Pomyślałem, że już po wszystkim i zleciałem na ziemię. Udałem się do swojej jaskini, by trochę się schłodzić. Nie doszedłem do połowy, gdy usłyszałem ciepły głos Suphaph...



< Suph ? >

CD. wątku sensacyjnego!

Honey przepchała się między członkami własnego stada. Nie wiedziała co tak otoczyli. Stali w bardzo ciasnym kole i nawet nie zwrócili uwagi, gdy ta spytała ‘Co się tu dzieje?’.
Gdy w końcu się przecisnęła, głównie dzięki temu, że była niska, sama stanęła w osłupieniu. Vivienne razem z jakimś obcym basiorem podtrzymywała omdlałą wilczycę. Miała miękkie, fioletowe futro, a jej twarz mieniła się słonecznym żółtym i ognistym pomarańczowym /Megi znów nie umie, eh/ Była nieprzytomna. Dwa wilki z trudem podtrzymywały jej bezwładne ciało. W pewnym momencie Honey dała się zauważyć Vivienne.
- Honey, trzeba jej pomóc! Jest w naprawdę złym stanie.
- Nie powinno tak być! - krzyknął roztrzęsiony nerwowo towarzysz omdlałej wadery - Ona tylko się lekko przestraszyła!
- Czego się tak przestraszyła…? - spytała Honey przyglądając się wilczycy. Zauważyła, że ta była strasznie zimna.
- Mnie… - burknęła niezadowolona Vivienne - oni nie są stąd. Przybyli z daleka, bo ich dawne siedlisko poszło w popiół. Zaszli aż nad Tęczowy Wodospad, gdzie sobie spokojnie leżałam...w końcu dzisiaj jest ciepły dzień, mamy jeszcze lato, a ja nie przepadam za ciepłem. Kiedy ta wadera mnie zobaczyła, po prostu zemdlała. Najwyraźniej z zaskoczenia.
- Ài jest bardzo emocjonalna. Przestraszyła się obcego wilka i tyle. Ale to nic, nie powinna była zemdleć! I jeszcze się nie obudziła! - panikował basior.
- Sprawdziłam ją pod kątem choroby, jest zupełnie zdrowa! - stwierdziła zmartwiona S̄up̣hāph.
- W takim razie co jej jest? - odezwał się Seth.
Atmosfera robiła się napięta, kiedy w tym momencie niespodziewanie odezwał się Ngeā.
- Chyba domyślam się co jej jest.
Wilki popatrzyły na niego. Wyjątkowo miał łagodny wyraz twarzy. Popatrzył na obcego basiora.
- Jesteście razem? - spytał wprost.
- Nie rozumiem pytania - odparł drugi - To ma jakieś znaczenie?
- Jeżeli jesteśmy przy zasadach etyki, to tak.
Wszyscy zrozumieli. Biały basior, towarzyszący waderze, popatrzył na nią z troską i łzami w oczach. Pochylił się nad nią.
- Ài, kochanie, co ci się stało… - wydusił w jej futro.
S̄up̣hāph wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Wyglądała jakby była bardzo skupiona.
- Co ona robi? - spytał nieobeznany Shiru.
- S̄up̣hāph ma umiejętności hipnotyzacji, wyczuwania życia i jest odporna na jad. Nie wiem co ona robi - odparła Tris.
Brązowa wadera otworzyła oczy i popatrzyła z uśmiechem na obcego. Wataha odetchnęła.
- Co? Co jej jest? - spytał, nie mogąc dojść do sedna sprawy.
- Powinieneś się cieszyć, a nie martwić - powiedział Ngeā.
- Dajmy jej odpocząć, a wyjdzie z tego szybko - stwierdziła Vivienne.
- Umieśćmy ją w czternastej jaskini, tam będzie miała cień i spokój w upał. Przynieście jej trochę wody na mchu - zarządziła Honey.
- Widziałam zbiorowisko mchu w tamtym kierunku - strzeliła Tris do Setha i od razu pognali.
Biały basior pozwolił by wilki dźwignęły Ài i zaniosły do owej jaskini. Sam nadal nie wiedział co się dzieje, wiedział tylko, że chcą im pomóc. Zbiorowisko się rozeszło a on szukał gorączkowym wzrokiem brązowej wilczycy.
- Hej, ty! - krzyknął za nią - Stój!
S̄up̣hāph popatrzyła na niego łagodnie.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Dlaczego mam się cieszyć? - spytał szybko.
- Jak to co? - odparła wadera - Twoja wybranka spodziewa się szczeniąt.

<ktoś z was?>

Las Cieni i wątek sensacyjny


- Gdzie idziemy? - spytała podejrzliwie Tris - Tu jest...strasznie…
- Wiesz, ostatnio czuję się przygnębiona - zaczęła smutno alfa, nie zwracając uwagi na towarzyszkę. Była zbyt pogrążona we własnych myślach.
Weszły wgłąb. Drzewa były bez liści, powietrze ciężkie.
- Wydaje mi się, że jestem beznadziejna - stwierdziła Honey, gdy mijały śmierdzącą stertę zeszłorocznych liści.
- Dlaczego?
- Nie potrafię zarządzać watahą - powiedziała ze wzrokiem wbitym nieprzytomnie w jakiś punkt - Ngeā jest trudny i nieznośny. A już wczoraj mieliśmy problem z wężami.
- To nie twoja wina. Nic nie zrobiłaś.
- No właśnie.
Honey ruszyła pędęm. Tris za nią, ale nie mogąc jej dogonić, po chwili przeszła do truchtu. Znalazła ją jakieś 15 minut później nad wodą.
- Ten las jest straszny, Honey!
Ta się nie odezwała.
- Ho-Honey?
Złotą wilczycą wstrząsnął szloch. Tris nie mogła tego zrozumieć.
- Alfo, co ci jest? - spytała jak najdelikatniej, liżąc ją w prawe ucho.
- Nie chcę żebyście się tu męczyli - powiedziała przez płacz - wataha jest tak młoda, a wilki już się nie dogadują. Ngeā nienawidzi Setha. Nie potrafimy poradzić sobie ze szkodnikami, czyli jest niebezpiecznie. A co jak będą szczeniaki? Nie mogą być narażone.
Błękitna wadera uśmiechnęła się zadziornie.
- A co, spodziewasz się szczeniaczków? - szturchnęła ją w ramię.
Honey odwzajemniła uśmiech.
- Nie, skąd. To by chyba na razie źle o mnie świadczyło, nie?
- To zależy w jakich okolicznościach doszło do…
- Skończ - przerwała jej swoim chichotem - nie poruszajmy takiego tematu.
- Dlaczego nie? - zapytała na żarty czerwonooka.
- Bo nie jest na miejscu - odparła, rozglądając się.
Tris popatrzyła wokół siebie, na to co ją otacza.
- No tak...tu jest przecież tak romantycznie…
Razem śmiały się przez jakieś 5 minut, po czym Honey w końcu otarła łzy.
- Strasznie skaczesz po emocjach - stwierdziła jej towarzyszka.
- Tak myślisz? Fakt, przed chwilą latałyśmy, potem ja się rozpłakałam a teraz znowu się śmieję…
- Idziemy dalej, czy wracamy?
- Chodźmy dalej. Nie wiadomo co jest za lasem.
- Ale ja już wiem, że nie będziemy tu chodzić. I trzeba ostrzec resztę przed tym miejscem.


***

- Alfo, zobacz! - do uszu Honey doszły z oddali kilkunastu metrów te słowa. /Megi nie umie składać zdań, wow/
- Tris? Tris, gdzie jesteś?
- Za krzakami?
- Te cierniste? Za nic tam nie wejdę!
- Szkoda ci futerka?
- Pff, też mi coś! - Honey musiała się przemóc. Czuła jak ostre kolce zaczepiają jej się o sierść.
Gdy znalazła się na drugiej stronie nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Niesamowite! To przecież łąka o której mówiła S̄up̣hāph, gdy robiła obchód terenu. Mówiła, że dalej jest polana i jest tu dużo zwierząt łownych.
- Więc jest i drugie wejście.
- Tamto chyba jest jednak lepsze.
- Też tak myślę, Honey.
Honey odwróciła się. Przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy.
- Nazwijmy to może...Lasem Cieni, co?
- Eh, ty decydujesz. Ja bym o tym lesie najchętniej zapomniała.
- Więc będziesz musiała pamiętać, bo wracamy.
- Coo?? Ale może inną drogą!
- Pośpiesz się, bo się ściemnia. Musimy dotrzeć do Gniazda - warknęła nieco zniecierpliwiona liderka - kto jest alfą?
- Honeyyy jest… - mruknęła Tris.
Droga powrotna wydawała się dwa razy krótsza. Kiedy dotarły na miejsce, zobaczyły duże zbiorowisko… wszystkie wilki stały wokół czegoś i miały zaniepokojone miny. Nawet Ngeā wydawał się być czymś przejęty.
- Co tu się dzieje?


<pozwólcie, że sama dokończę ^-^>