- Honey. .. -do jaskini w której siedziałam weszła Suphaph. Widocznie zauważyła że od paru dni jestem przygnębiona.
- Martwię się o watahe - powiedziałam cicho do siebie, tak jakbym niezobaczyła uzdrowicielki.
- Ale o co? - dopiero teraz oprzytomniałam i ujrzałam Suphaph
- Boję się że dzieje się coś złego - szepnełam
- Ale...
- Co jeżeli na pozostałych napadła jakaś inna wataha! Przecież Aisu nie przeszedł jeszcze ceremonii! Oni nas potrzebują!
- Nie panikuj Honey- uspokajała mnie wadera
-Ale ja już postanowiłam- odrzekłam twardo
-Co postanowiłaś? -spytała kremowa wilczyca
-Wracamy do watahy
- Przecież nie możemy,ten mały gepard nas potrzebuje, a poza tym co z moim bratem?
Gdy Suphph wspomniała o Ngea, serce mocniej zaczęło mi bić. Westchnełam:
- Z młodym zostanie Ellesar, a Ngea. .. dołączy do nas później, nie możemy narażać watahy
- Nie...
-Dosyć! - wrzasnełam - Powiadom wszystkich że zaraz wyruszamy... nie możemy dłużej tu zostać.
Suphaph poszła zrobić to co jej rozkazałam. Przez chwilę już miałam ochotę zawołać wadere i zatrzymać całą akcję, ale się powstrzymałam.
- Jestem alfą i jestem odpowiedzialna za tą watahe- pomyślałam w duchu, mając przed oczami najgorsze scenariusze.
***
Powrót niczym nie różnił się od czasu kiedy śpieszyliśmy na ratunek małemu gepardowi, oczywiście oprócz tego że nie było z nami Elessara i Ngea, którego tak bardzo mi brakowało. Nie miałam pojęcia dlaczego tak mocno, odczuwałam jego nieobecność. W końcu był tylko..., no właśnie kim on właściwie był? Kolegą? Sama tego nie wiedziałam.
- Nareszcie! - spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Neharikę.
<Neharika?
Jak chcesz możesz połączyć dwa opowiadania w jedno>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz