„A mimo to, pachnie jak przed burzą”, pomyślała.
Jej przemyślenia przerwało głuche uderzenie w głowę. S̄up̣hāph przewróciła się na bok, będąc uwcześnie „brutalnie” odepchnięta przez coś większego. Kiedy ogłuszenie minęło popatrzyła przed siebie. Była przerażona.
Właśnie wpadła na jędrny zadek jakiegoś 3 razy większego od niej basiora. Stał tyłem, chyba coś węszył, kiedy na niego wpadła. Teraz miał głowę odwróconą w jej stronę i patrzył na nią zdziwionym wzrokiem.
- Prze…praszam – wydukała ze ściśniętym gardłem.
Basior kiwnął głową. Nadal miał wielkie, zdziwione oczy.
Był pokaźny. Miał bujne, granatowe włosy, nieco bardziej szpiczaste niż u Aisu lub jego ojca i białą sierść. Do tego dużej rozpiętości skrzydła – mniej więcej takiej jak u Ngeā.
- Przeszkodziłam ci? – spytała, gdy strachowi powoli ustępowało zaciekawienie. Wilk ani na chwilę nie przyjął postawy agresywnej, S̄up̣hāph czuła się dziwnie swobodnie.
- Właściwie to… - zaczął ale w pewnym momencie „wykręcił” nos.
Otworzył szerzej oczy. Zbliżył się, naruszając lekko jej intymną strefę. Cofnęła się, serce znowu zaczęło jej dudnić. Jednak on, nadal nie przyjął postawy agresora.
- Pachniesz, jak… - zaczął.
- Aisu! – krzyknęli chórem.
<Demon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz